Dominik Dobrowolski
W ramach „Recykling Rejsów” od sześciu lat wiosłuję i wyławiam śmieci, które rzekami mogłyby trafić do Bałtyku. W tym roku zmierzyłem się z pełną atrakcji i niespodzianek trasą, którą można pokonać jedynie kajakiem. To połączenie dwóch szlaków kajakowych: Pętli Żuławskiej i Pętli Toruńskiej. Poniższy tekst nie jest przewodnikiem ani szczegółowym opisem trasy, ale zamierzającym wybrać się na podobną wyprawę, może się przydać na etapie planowania.
6 czerwca
Pierwszy dzień. Rozpocząłem bardzo wcześnie, bo dzień wcześniej, pakując swój 5-metrowy kajak na dach wysłużonego Picasso. Sprawy transportu kajaka, szczególnie jeśli wyprawy są dalekie i samotne, zawsze wiążą się z wieloma problemami i kosztami. Tym razem poszło gładko, po ośmiu godzinach ostrożnej jazdy z Wrocławia do Gdańska wylądowałem o 3:00 nad ranem pod bramą przystani na Żabim Kruku przy Motławie, praktycznie w samym centrum Gdańska. Można tu zostawić samochód za opłatą. Marina jest nowym obiektem z pełną infrastrukturą, slipem i możliwością wodowania się na wygodnym, kajakowym pomoście, należącym do sąsiadującego klubu kajakowego „Żabi Kruk”. To doskonałe miejsce na start dla kajakarzy, ale większe łodzie mogą mieć problemy z wpłynięciem ze względu na liczne mosty, pod którymi trzeba przepłynąć na otwarte wody Motławy, Wisły Martwej i Bałtyku. Jeszcze przy „Zielonej Bramie” miałem poranne spotkanie z mediami, które zawsze mi kibicowały, za co dziękuję. Do śluzy Przegalina trasa jest standardowa: przez miasto, wzdłuż stoczni, zacumowanych statków, pod mostem pontonowym. Dla kajaka to żaden problem. Po odcinku Wisłą pod prąd, ale do pokonania bez heroizmu, udałem się do śluzy Gdańska Głowa, gdzie wpłynąłem na Szkarpawę. Brzegi zarośnięte, ale w końcu udało mi się znaleźć dobre miejsce na namiot koło wsi Rybina. To połowa drogi przez Szkarpawę na Zalew Wiślany. Przez cały dzień wiał mocny, zimny wiatr ze wschodu, czyli w nos. Choć dystans średni, ok. 40 km, to byłem padnięty. W nocy temperatura spadła do 4oC, więc założyłem wszystko, co miałem, a i tak marzłem. To wschodnie, nocne zimno towarzyszyło mi jeszcze przez cały tydzień.
7 czerwca
Po latach wypraw jestem minimalistą, tzn. biorę tylko to, co jest naprawdę niezbędne. Zrezygnowałem z kuchenek, nadmiernego prowiantu, ubrań etc. Rano szybko zbijam namiot, kęs i łyk śniadania i już jestem na wodzie. Szkarpawa czysta, praktycznie beznurtowa, ale trzeba wiosłować mocniej, bo wiatr cofa. W końcu wpływam na większe rozlewisko, do którego uchodzi także daleko po prawej Nogat i już widzę na horyzoncie Zalew Wiślany. Tu warto założyć fartuch, bo może huśtać, chlapać i falować. Może, ale nie musi. Tym razem płynie się gładko. U ujścia Szkarpawy witają mnie łąki nenufarów, ale woda niestety zagloniona, chociaż to dopiero czerwiec. Do Bałtyku i do Zalewu Wiślanego rzekami wpływają zanieczyszczenia, w tym ścieki, nawozy, herbicydy, pestycydy, w tym tzw. biogeny: azot, potas i fosfor. Te pierwiastki stanową pożywkę dla glonów, które w sezonie letnim wykorzystują cały tlen. Zalew Wiślany jest na granicy odtlenienia, czyli śmierci. Dziwne, że politycy mówiący o przekopaniu Mierzei Wiślanej, nie wspominają o tym zagrożeniu dla Bałtyku. Moim zdaniem, lepiej skonstruować przez mierzeję kołowe pochylnie, niż kopać kanał. Przede wszystkim wszelkie siły i środki trzeba skoncentrować na ograniczeniu spływania ścieków do zalewu i jego oczyszczeniu.
Na zalewie, przy linii brzegowej trzeba szczególnie uważać na sieci. Wpłynięcie na Nogat wymaga opłynięcia długiego 3-kilometrowego wąskiego cypla – ostrogi. Próbowałem przeciągnąć kajak przez cypel, ale skończyło się na brodzeniu w mule po kolana i trzcinowisku, więc pozostało opłynięcie.
Płynąc do Elbląga, trzeba się trzymać prawej strony, czyli lewego brzegu. Wysokie, przemysłowe nabrzeża są niestety czasami obskurne i zaśmiecone. Około 2 km od centrum można wpłynąć do jachtklubu Elbląg. Pomosty nowe, ale dla kajaków za wysokie. Nie mają też slipu – to dziwne. Nie wiem dlaczego, ale znów jestem wykończony. Dziś wiosłowałem tylko, albo aż, ok. 40 km. Pogoda „wymarzona”, więc skóra mi już schodzi. Budynek jachtklubu trąci PRL-em, ale skorzystałem z pokoju hotelowego. Pod wieczór jeszcze spacer do miasta. Sporo wycieczek z Niemiec i Kaliningradu to z pewnością szansa na rozwój.
8 czerwca
Pogoda wspaniała. Z jachtklubu podpływam do centrum na wysokość rynku, między wyremontowane, zwodzone mosty. Brzegi są tu bardzo wysokie, umocnione, dla kajakarzy niedostępne. Mnie się jednak udaje. Kilkoma ekspanderami i linami umocowałem kajak do drabinek i wychodzę na brzeg. Przydałoby się parę pływających, niskich pomostów, inaczej kajakarze będą unikać tego miejsca na przerwę, a szkoda. Powitanie w Elblągu z mediami gorące, frekwencja 100%. No i rozpoczynam wyjątkowy etap, czyli rozpoczęcie spływu Kanałem Elbląsko-Ostródzkim, unikatem na skalę światową. W tym dniu, pomimo kilku burz, wyładowań, oberwań chmur, pokonuję pięć pochylni, napędzanych tylko siłą spadającej wody. Najlepiej kajakiem ustawić się jak najbliżej czoła platformy z prawej strony, tak aby podczas wyciągania i jazdy można było się przytrzymać poręczy. Olbrzymie żeliwne koła obracają się pod nosem kajakarza i lepiej na nie uważać. Na samo pokonywanie pochylni trzeba zarezerwować minimum 5 x 30 minut!
Dziś towarzyszą mi turystyczne stateczki, wszystko przebiega bez problemu, ale trzeba pamiętać, aby jak najwcześniej (najlepiej do godz. 14:00) wpłynąć na pierwszą pochylnię, później już nie chcą wpuszczać. Choć trasa jest wyremontowana i chodzi jak szwajcarski zegarek, to brakuje bezpiecznych wyjść i pomostów dla kajakarzy. Po drodze mnóstwo ptactwa, nenufarów i szuwarów! Sam w to nie wierzę, kończę po jedenastu godzinach kajakowania! Ręce opadają, a tyłek jak granit. Rozbijam namiot na początku jeziora Ruda Woda, gdzie jest, zamknięte jeszcze na początku czerwca, pole namiotowe.
9 czerwca
Dziś ciąg dalszy Kanału Elbląsko-Ostródzkiego, czyli jezioro Ruda Woda, śluza Miłomłyn, gdzie można skręcić na Kanał Iławski. Ja płynę do Ostródy, więc przede mną jeszcze jedna śluza „Zielona” i dopływam do Jeziora Drwęckiego. Płynąc w prawo, mógłbym już zacząć spływ Drwęcą, ale plan jest inny: muszę dotrzeć do Ostródy. Tu do wyboru jest kilka przystani. Mnie zaprosił Klub Żeglarski Ostróda, gdzie dostaję miejsce na namiot, kajak dostaje hangar (w końcu to on jest bardziej zasłużony niż ja). Cała dzisiejsza trasa urozmaicona: otwarte jeziora, wysokie zalesione brzegi, bobry, czaple i nawet czarny bocian dał się przyłapać na brodzeniu. Ostróda w czerwcu jeszcze senna, choć deptak w centrum pełen turystów. Dalsza część miasta pustawa, biedniejsza, niechlujniejsza. Niestety w kilku przystaniach widzę na wodzie plamy oleju przy cumujących jachtach i motorówkach. Dobrze byłoby, żeby wodniacy, a szczególnie motorowodniacy, zwracali uwagę na szczelność swoich silników.
10 czerwca
Ostróda miło mnie ugościła, ale pora ruszać w dalszą drogę. Pogoda niestety się psuje. Najpierw muszę wrócić na Kanał Elbląsko-Ostródzki i przez dwie śluzy na Kanał Iławski. Mijam kilkanaście jachtów. Wszystkim załogantom humory dopisują, podobnie jak mnie. Po sześciu godzinach dopływam w końcu do jeziora Jeziorak. Z każdą godziną pogoda się pogarsza, a gdy wpływam na Jeziorak – wita mnie szkwał. Szybko zakładam sztormiak i zapinam fartuch. To była ostatnia taka okazja, jak się później okazało. Bardzo piękne i popularne wśród żeglarzy jezioro, ładnie zagospodarowana i zróżnicowana linia brzegowa, estetyczna architektura, piękny drzewostan, dużo przestrzeni i WIEJE. Na przemian deszcz, wiatr, grad, szkwał. Czułem się momentami tak, jak rok wcześniej na Bałtyku – chwila nieuwagi, a byłbym podwodnym kajakarzem. Każdy szkwał w ciągu kilku sekund spychał mnie kilkadziesiąt metrów w trzciny. Warto w takich sytuacjach trzymać się jak najbliżej brzegu, co oczywiście czyniłem. Dopiero o 21:00 zobaczyłem na horyzoncie koniec Jezioraka i mariny w Iławie. Wyszło słońce. No i humor powrócił. Zostałem zaproszony i ugoszczony w Iławie, w nowej marinie śródlądowej. Z czystym sercem (i czystą wodą) warto tu zacumować i rozpocząć, lub zakończyć, przygodę z Jeziorakiem, a także Pętlą Toruńską i Żuławską. Obiekt doskonały! Wszystko, co trzeba: pomosty, slip, dźwig, zaplecze sanitarne, oczywiście zrzut ścieków i odbiór (segregowanych!) odpadów. Brawo!
11 czerwca
Po nocy w pokoju gościnnym czuję się jak nowonarodzony. Gorący prysznic, drożdżówka i jogurt, a wszystkie zakwasy zniknęły. Od rana na niebie „żarówka”. Tym razem z dużego Jezioraka przez Jezioro Iławskie, kieruję się na maleńką Iławkę. To rzeczka (strumyk), której czasami na mapach nie zaznaczają, a ja miałem nią się dostać do Drwęcy. Samo znalezienie ujścia Iławki było problemem, bo brzeg bardzo zarośnięty: trzcina, tatarak, pałki wodne, nenufary, glony… Wszystko tu jest, ale ujścia nie widać. Trochę „na czuja” wbijam się w kępę zielska i swoim morskim kajakiem rozpycham się w szuwarach, w poszukiwaniu kawałka nurtu. W lipcu i sierpniu trasa chyba nie do pokonania dla kajakarzy. W czerwcu udaje mi się chwilami powiosłować, odpychając od wody. Niekiedy muszę wyciągać kajak na brzeg i przeciągać wzdłuż rzeczki, omijając totalnie zarośniętą Iławkę. Jeszcze paskudna przenoska koło starego młyna z jazem i znów płynę, choć więcej czasami kamieni i powalonych przez bobry drzew niż wody. Ale za to atrakcji w bród. Mała Iławka dała mi wielką nauczkę. W końcu, po zakręconej meandrami końcówce, docieram z ulgą do Drwęcy. Pierwsze wrażenie: Drwęca to taka duża Iławka. Meandry, wysokie pozrywane brzegi, trzciny, powalone drzewa, tworzące tamy, na których gromadzi się wszystko, co wpadnie do wody (niestety śmieci też!). Podobnie Drwęca wygląda przez kolejne 200 km. Momentami dłuższe odcinki wśród lasów, łąk, poprzycinanych przez bobry wierzb. Czasami wysokie piaszczyste brzegi i zalesione skarpy. Ładnie! Bardzo ładnie! W końcu na lewym brzegu dostrzegłem kawałek niskiego brzegu – akurat trafiłem na miejsce przygotowane dla kajakarzy, tzn. kawałek bez trzcin i wykoszona trawa z tabliczką, że miejsce przeznaczone jest dla kajakarzy. Wiata, miejsce na ognisko i w oddali kibelek. To Mszanowo tuż przed Nowym Miastem Lubawskim. Rozbijam namiot, wypraszam piwo (bo miejscowy sklepik zamknięty) od świętujących po sąsiedzku lokalnych piłkarzy i podziwiam zachód słońca nad Drwęcą.
12 czerwca
Nie ma chyba lepszego kibica niż ja. 55 km dzikiej Drwęcy: meandry, zwałki, przenoski, uszkodzony ster, udar słoneczny, prysznic w zimnej wodzie. Wszystko tylko po to, żeby zdążyć na mecz. No i wygraliśmy z Irlandią Północną! Znalazłem w Brodnicy knajpę z telewizorem i obejrzałem sobie mecz przy piwie i pizzy, zapominając o zmęczeniu. Tak wyglądał dzisiejszy etap z Mszanowa do Brodnicy, a dokładnie do kajakowej przystani „Zakole Drwęcy” – całkiem nowiutkiej. Byłem jedynym gościem. Dla kajakarzy miejsce idealne, choć w basenie kajakowym dużo śmieci. Panie bosmanie, proszę to posprzątać!!! Generalnie przed Brodnicą i na jej terenie w Drwęcy, na powalonych drzewach i na brzegach, mnóstwo jest śmieci!
13 czerwca
Dzień wymarzony! Choć znów humor popsuły mi śmieci na powalonych drzewach. Poza tym… czysta woda, bobry, bieliki, gęsi, kaczki, łabędzie i setki mniejszych braci towarzyszyły mi w kajakowaniu do Golubia Dobrzynia – mekki dzisiejszego rycerstwa w Europie. Rzeka zachwyca! Rozbijam namiot w mieście nad Drwęcą na polu namiotowym i prywatnej przystani kajakowej (choć przystań to za duże słowo), prowadzonej przez zapalonego kajakarza, wodniaka i szefa lokalnego WOPR. Nad miasteczkiem wznosi się majestatyczny zamek, uratowany z wojennej pożogi i PRL-owskiej szarzyzny. Oczywiście wybrałem się na rekonesans. Stara część Golubia Dobrzynia, nie wiem z jakich powodów, strasznie zapyziała, z wylewającymi się z bram pijaczkami. Nowa część miasta, choć architektura nie zachwyca, czysta i uporządkowana. Mają nawet świetną pierogarnię.
14 czerwca
Dziś przez 60 km żegnałem się z Drwęcą i witałem z Królową polskich rzek. Pod koniec dwie trudne przenoski, tzn. elektrownia z jazem oraz młyn, sporo bystrzy i kamoli. Mój polietylenowy kajak jakoś to wytrzymuje, ale „szklaki” pękają. Drwęca czasami trochę narowista, mniej meandrów, więcej wody, a pod koniec… Pod koniec dnia Wisłę ogromną widzę! Szczególnie miły to widok po Iławce, gdzie czasami kajak był dłuższy, niż ona szersza. Zawsze cumuję z przyjemnością w Toruniu, choć w tym roku AZS koło nowej przystani jest w remoncie i muszę szukać innego miejsca postoju. Goszczą mnie na lewym brzegu w domu sportowca „Budowlani”. Roztacza się z niego piękny widok na kunszt krzyżackiej architektury. Jak zawsze udaję się na spacerek po starówce i okolicach. Mam niemiłe wrażenie, że nowe obiekty się sypią, śmieci w zakamarkach, obsikane i pomazane ściany. Nie wspomnę już o potwornie zaśmieconym rezerwacie przyrody na wyspie, na lewym brzegu. Niski poziom wody odkrył wszystko, co tam mieszkańcy przez lata wrzucali, czyli wyrzucali. Pora to posprzątać!!!
15 czerwca
Po śniadaniu na toruńskim dworcu kolejowym, wsiadam do kajaka i płynę na prawy brzeg. Jak zawsze, media w Toruniu bardzo zainteresowane wyprawą. Dziękuję! W Wiśle mało wody. Łacha na łasze. Trzeba płynąć zygzakiem, w związku z tym droga robi się dwa razy dłuższa. Dzień cudowny: cumulusy, zefirek, Królowa polskich rzek leniwie „toczy swój garb uroczy”. Chcąc zdążyć na ostatnie śluzowanie o 15:00 (to swoją drogą głupie, że tak krótko otwarte i już później „radź se sam”), a była godz. 14:45, z głupoty i zawodnej pamięci skręciłem w niewłaściwą odnogę Brdy i ostatecznie dotarłem do elektrowni. Makabryczna przenoska. Za karę wyrżnąłem nura (bo nie orła), ślizgając się na oglonionym betonie, okalającym tor kajakarski. Brda mnie ochrzciła. Ostatecznie wylądowałem w hoteliku „Zatoka” nad Brdą, w centrum Bydgoszczy. Uwielbiam centrum Bydgoszczy, szczególnie widziane z rzeki. Miasto żyje Brdą, a Brda miastem. Nie tylko pływają tu niestrudzone ekotramwaje wodne ”Słoneczniki”, ale jest też mnóstwo profesjonalnych i amatorskich kajakarzy, wioślarzy, a przy tym roje wiosłujących dzieci! Brawo Brda i Bydgoszcz! A i w rzece śmieci mało, tzn. mniej niż kiedyś!
16 czerwca
Ten Grudziądz to strasznie daleko od Bydgoszczy. Wiosłowałem przez wspaniałe Kujawo-Warmio-Żuławy do godz. 21:00. Widoki – marzenie pejzażystów! No i pogoda cudna. Jak się nie zakochać w takich okolicznościach przyrody w Wiśle i na Wiśle, tzn. w kajaku? W Grudziądzu zacumowałem w nowej marinie. Brawo za architekturę! Jest na czym oko zawiesić, a i obolałe plecy można rozprostować. Na moje pytanie, czy mają slip, ochroniarz powiedział, że jak najbardziej mam zapewniony nocleg. Zatem kajak pozostał na wodzie, a ja skorzystałem z noclegu. Już przypadkiem, wieczorem, udając się na grudziądzką starówkę, trafiłem do strefy kibica i oczywiście nie miałem wyboru, bo Polacy kiwali się z Niemcami. I wykiwali remis.
17 czerwca
Grudziądz powitał mnie piękną mariną i ulewą nad ranem. Niestety z powodu deszczu do portu, no i do Wisły, spłynęło mnóstwo śmieci, niesionych tzw. „rowem Hermana” – ciekiem ciągnącym się przez miasto. Tak się dzieje codziennie! Może władze i media Grudziądza mogłyby się zająć tą sprawą? Macie przecież taką piękną marinę. Dlaczego pozwalacie, aby była pełna śmieci? Dziękuję za miłe i rzeczowe spotkanie z dziennikarzami TV Grudziądz! Wisła czeka, więc mimo oberwania chmury wiosłuję dalej. Na rzece sztorm. Bosman przestrzegał, że porywy wiatru mogą dochodzić do 10oB. Rzeka, wiatr i deszcze robiły ze mną, co chciały. Zamiast relaksu była reanimacja. „Rozbiłem” namiot za Tczewem, z nadzieją na przetrwanie do rana. Wiało, padało i grzmiało całą noc. Namiot przetrwał razem z zawartością.
18 czerwca
W sumie nie wiem, czy w nocy namiot mnie, czy ja namiot ratowałem. Aby skrócić to ratowanie, wstałem o 4:00, a o 4:30 byłem już na wodzie. Cudowny czerwiec, o tej porze cudownie jasno. To już końcówka, więc czuję, że się udało. Przede mną jeszcze śluza Przegalina na Martwą Wisłę i mordercze dodatkowe 15 km ze śluzy pod „Żuraw Gdański”. Słońce piękne, ale wiatr okropny, tym razem zachodni, czyli oczywiście, jak zawsze, w nos. I kończę tu, gdzie zacząłem, czyli w przystani na Żabim Kruku. Witam się z bosmanem, idę na miasto na rybę i piwo. W Gdańsku zostaję jeszcze na niedzielę, robię rundkę wzdłuż kanałów Motławy (niestety śmieci!). W poniedziałek rano spotykam się jeszcze z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami, kajak pakuję na dach, wkładam kluczyk do stacyjki i… pod wieczór witam się z moim psem Rexem w podwrocławskiej wsi, gdzie mieszkam.
Najważniejsze informacje z wyprawy Recykling Rejs 2016 – Pętle Żuławska i Toruńska:
- Dziennik z wyprawy, fotogaleria dostępne są na recykling-rejs.pl i https://www.facebook.com/RecyklingRejs
- Wyprawa została przeprowadzona w dniach od 6 do 20 czerwca 2016 roku. Pokonany dystans: 565 km w 13 odcinkach. Odwiedzone największe miasta: Gdańsk, Elbląg, Ostróda, Iława, Toruń, Bydgoszcz, Grudziądz.
- Przepłynięte rzeki i jeziora: Martwa Wisła, Szkarpawa, Nogat, Zalew Wiślany, Elbląg, Kanał Elbląsko-Ostródzki, Jez. Drwęckie, jez. Jeziorak, Iławka, Brda, Wisła (odcinek Toruń – Gdańsk), Motława.
- Najczystsze szlaki i miasta: Kanał Elbląsko-Ostródzki, jez. Jeziorak, Iława, Iławka, odcinki Drwęcy, Brda, Bydgoszcz.
- Widoczne zanieczyszczenia i zaśmiecenia: Motława, Gdańsk, Zalew Wiślany (eutrofizacja), Ostróda, Jez. Drwęckie, Drwęca w okolicach miast Brodnica i Golub Dobrzyń, Toruń (lewy brzeg), Grudziądz (basen portowy zanieczyszczany „rowem Hermana”) i nabrzeża.
- Udział najważniejszych mediów: reportaż TVN Uwaga, wywiady w TVN24 (start i zakończenie), TVP Bydgoszcz, TV Elbląg, TV Toruń, TV Grudziądz, Radio Eska, Radio Gdańsk (start i zakończenie), Radio PiK, Dziennik Bałtycki.
Podziękowania:
- Dziękuję Fundacji PlasticsEurope Polska i imiennie Kazimierzowi Borkowskiemu i Annie Szałkowskiej za pomoc w organizacji i udział w konferencjach i spotkaniach. Dziękuję Rekopolowi Organizacji Odzysku Opakowań za pomoc. Dziękuję Piotrowi Drozdowiczowi za asystę z lądu.
- Za patronat i wspieranie wyprawy dziękuję Magazynowi Kajakowemu WIOSŁO.
Kontakt z autorem: na temat tego i wszystkich dotychczasowych Recykling Rejsów:
Dominik Dobrowolski, dominik@cycling-recycling.eu, tel: 697 092 978
www.cycling-recycling.eu, www.recykling-rejs.pl